Kilkakrotnie już miałąm takie przemyślenia odnośnie do tematu dawania czegoś z siebie w ramach obecności w Internecie (Internetach jak to się teraz śmiesznie określa :) )
Zaznaczam że nie narzekam, tylko próbuję sobie dociec skąd czasem mam zniechęcenie blogiem.
Pisząc sobie (niepierwszego już) bloga i pokazując swoje hafciarskie i obrazowe wyczyny, daję coś od siebie Internetom. W imię czego? Hmm. Właśnie. Wiele osób chyba chciałoby móc przejrzeć się w Internetach jak w lustrze Złej Królowej z Królewny Śnieżki i dostać zwrotną odpowiedź : "tak jesteś najpiękniejsza na świecie" (najrówniej haftujesz, masz najciekawsze inspiracje, najlepiej zestawiłaś kompozycję do zdjęcia itp.). Dlatego prócz bloga mam jeszcze FB i tam wrzucam swoje foty z Dubaju (wszak coś innego, niech znajomi lubią! :P ) oraz mam konto na jednym z tematycznych forum i tam czekam na miłe słowa odnośnie do mojej innej pasji :) Oczywiście jak widzę na innych blogach fajne wyczyny innych osób to je chwalę, bo wiem że to dopinguje i sama chciałabym równać w ich stronę (bo wiem że moje dziełka nie zawsze są tak dopracowane jak innych, a grunt to wzorować się na najlepszych! :) )
Ale zastanawiam się czy liczyć na ilość och-ów i ach-ów czy lepiej na jakość lojalnych komentatorów? :) I mimo że fajnie mieć oba, to chyba warto liczyć na swoje zadowolenie z możliwości skorzystania z pokazania się w Internetach i nie udowadnianiu nikomu ani sobie czegoś, co od nas nie zależy (w sumie na tym przecież nie zarabiam-choć obecnie nie mam pracy i siedzę w domu, więc fajnie by było jakby coś z tego przyniosło korzyść finansową, ale nie łudzę się że coś z tego będzie, bo ruch tu mały). Więc tak sobie chcę tym wpisem przypomnieć, że fajnie jest blogować, bo to daje też kopa na pozbywanie się UFOKów, jak na przykład mój Paryż, który mam nadzieję skończyć w maju i go tu wrzucić. Bo chodzi o to żeby sobie uzmysłowić, że przecież haft to fajne hobby i warto do niego zasiadać jak czas pozwoli, bo wtedy chęć sama się nakręca :)